"Morze Miłości" dla terminalnie chorych Darłowianie zorganizowali letni festyn na rzecz hospicjum Caritas.
31 lipca odbył się w Darłowie 4 Festyn Charytatywny pn. "Morze Miłości". Na rynku miejskim stanęła scena i namioty, w których licznie zgromadzeni wolontariusze hospicjum oraz emeryci z lokalnego Związku Emerytów i Rencistów częstowali smakołykami oraz sprzedawali pamiątki i losy na loterię. Dochód z festynu wesprze hospicjum im. Bp Czesława Domina w Darłowie.
Tegoroczny festyn po raz pierwszy organizowany był przez powstałą na początku lipca Fundację Morze Miłości. Pierwszym z jej statutowych celów jest wspieranie darłowskiego hospicjum - chluby miasta.
- Fundacja Morze Miłości zaprosiła do współpracy społeczność Darłowa, m.in. stowarzyszenie emerytów, ośrodek kultury, urząd miasta, port - wyjaśnia ks. Krzysztof Sendecki, dyrektor hospicjum i wiceprezes fundacji Morze Miłości. - Organizacje nie tylko zapewniły fundusze lub dary rzeczowe na festyn, ale zmobilizowały swoich pracowników, wolontariuszy. Trudno zliczyć ile osób przygotowywało imprezę.
- Mamy trochę więcej czasu wolnego i chcemy go podarować innym - powiedziała Danuta Puczyńska, przewodnicząca lokalnego Związku Emerytów i Rencistów. - Niektórzy z nas jako miejsce swojego zaangażowania wybrali właśnie hospicjum. Praca tam wydaje mi się najtrudniejsza, ale widzę, że ona daje emerytom spełnienie.
Maryla Michnik-Dydyna podczas festynu wyprzedawała losy na loterię fantową. Jest wolontariuszką w hospicjum odkąd związała się z tym miejscem podczas choroby swojej mamy. - To hospicjum aż kipi optymizmem. Tam jest tak, jak powinno być: widać miłość do bliźniego - powiedziała z przekonaniem. - Chodzę tam nawet trochę z egoizmu: to mi pomaga. Poznałam tam ludzi tak oddanych sprawie, tęsknię za nimi, jeśli ich długo nie widzę.
P. Maryla nie tylko sama pomaga terminalnie chorym, ale również - jako nauczycielka w miejscowej szkole podstawowej - mobilizuje swoich uczniów, by wspierali placówkę np. poprzez zbieranie nakrętek lub udział w Polach Nadziei.
Ks. Sendecki zaznacza, że festyn to nie tylko zbieranie funduszy. - To okazja do tego, byśmy się integrowali - powiedział. - Nasi chorzy nie są zamknięci na świat, oni wręcz nam pokazują, jak można żyć i to nie tyle system "kanapowym", przed czym przestrzega nas papież Franciszek.
Także sami pacjenci placówki, choć nie mogli przybyć na festyn, są czynnie zaangażowanie w organizację wydarzenia. - Dzisiaj po Mszy św. poszedłem do chorych. Oni wiedzą, że tu dla nich pracujemy. Troszczą się o to, mówili, że będą się modlić o pogodę i o to, by ten festyn się udał, także finansowo - powiedział ks. Sendecki. - Sami widzą, ile wszystkiego potrzeba, by mogli czuć się u nas jak w domu - od leków poprzez wikt, opierunek, całą logistykę.
Tekst i zdjęcia: Katarzyna Matejek